Zosia

Zosia w porannym stroju i z głową odkrytą
Stała, trzymając w ręku podniesione sito;
Do nóg jej biegło ptastwo. (ks. V, w. 55-57)

Zosia, córka Ewy z Horeszków i jej męża o nieznanym nazwisku, po zsyłce rodziców wychowywana przez Telimenę, mieszkająca czas jakiś w Petersburgu, a od dwóch lat przebywająca w Soplicowie, w dniu polowania kończy trzynaście lat (ks. V, w. 104-105). Przyszła żona Tadeusza to raczej postać stereotypowa, jednowymiarowa, nieciekawa jako kreacja, psychologicznie mało prawdopodobna. Urodziwa, skromna, pokorna, bogobojna, pracowita, niechętna miastu, rozmiłowana we wsi, posłuszna (tylko raz sprzeciwia się opiekunce, wybierając wbrew jej zaleceniom prostą narodową suknię, a nie cudzoziemską kreację) – Zosia jest ideałem kobiety, Litwinki, przyszłej matki-Polki.

Co czeka ją w przyszłości? O ile w przypadku Tadeusza jesteśmy skazani na domysły, o tyle o Zosi możemy – i to dzięki Juliuszowi Słowackiemu, a nie Mickiewiczowi! – powiedzieć coś pewniejszego. Słowacki, zafascynowany Panem Tadeuszem, planował napisanie ciągu dalszego poematu. Niewiele z tego wyszło: cztery krótkie fragmenty. Szkoda, tym bardziej że są one poetycko wspaniałe.

Zimowa noc (akcja oryginalnego Pana Tadeusza rozgrywa się w rozkwicie lata i wczesnej jesieni, od świtów do zachodów słońca), w bawialnym pokoju, przy robótkach, w zaniedbanych strojach siedzą dwie kobiety: pani Rejentowa Boleścina i pani Tadeuszowa Soplicowa. Ich mężowie, jak zresztą prawie wszyscy mężczyźni, poszli na Moskwę. Czas pań upływa na czekaniu i kobiecych zajęciach: robótkach ręcznych, modlitwach (Zosia), czytaniu i narzekaniu na nudę (Telimena). Gdy pewnego razu ciszę zimowej nocy przerwały hałasy za oknem, gwar ludzkich głosów i brzęk uprzęży przy saniach, Telimena, zawstydzona swoim powszednim strojem, uciekła, zostawiając wychowanicę samą.

Tymczasem wchodzi do pokoju
Człowiek niewielki wzrostem, w podróżnego stroju;
Sądziłbyś, że cywilny – gdyby nie miał szpady
Pod pachą – dosyć piękny na twarzy i blady
Mimo zimna. Twarz była jak marmur niezmienna,
Owszem, rzekłbyś, że bielsza od mrozu, promienna,
Jak miesiąc złota… Oddał lekki ukłon Zosi,
Ona się zlękła, oczy spuszcza, nie podnosi,
Nie śmie… stoi jak posąg, a w sobie rozważa,
Czy ma uciec, czy zostać – poznała cesarza
Napoleona…
[1]

W intymnej, bezsłownej scenie księżycowo blady Napoleon – uciekający z Rosji wraz z niedobitkami swojej armii – staje naprzeciwko skamieniałej Zosi, Litwinki-Polki, jak jej przeznaczenie. Zosię czeka samotność. Uciec czy zostać – to nie jest tylko pytanie o to, czy wyjść z pokoju.


[1] Juliusz Słowacki, Dzieła, t. 4: Poematy, red. Julian Krzyżanowski, Wrocław 1959, wyd. 3, s. 162–163.